I stała się ciemność. Dołączyłem do niechlubnego grona 'graczy' konkursów internetowych. Jak mawiali Majowie: (...) czasy się zmienili (...) - nie podpisałem umowy krwią, ale wysłałem sms, a to moim zdaniem dużo. Nie mówię o kilku złotych przelanych na 'czyjeś' konto, ale moralnej odpowiedzialności za czyn, którego się dopuściłem. Granica jest wyraźnie zarysowana, a ja właśnie ją przekroczyłem.
Codziennie mijamy dziesiątki, setki ludzi. Ilu z nich jest moim rywalem w konkursie online. Przypadkowe osoby spotkane na przystanku autobusowym przestają być ananimowe, każda z tych osób jest moim wirtualnym wrogiem. A może wirtualnym przyjacielem? Przecież jeśli ja zostanę zwycięzcą, wszystkie te twarze tak naprawdę 'dołożyły się' do mojej nagrody. To przykre, że w pierwszej chwili pomyślałem o nienawiści, kiedy tak naprawdę równie dobrze powinienem Im być wdzięczny. Może dlatego, że dorastałem w atmosferze, w której łatwiej było splunąć komuś w twarz, niż spojrzeć w oczy z uśmiechem.
Instynkt drapieżcy zmusza mnie, aby z dystansem traktować każdą jednostkę wkraczającą na moje terytorium - w tym przypadku 'e-terytorium' portalu z konkursami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz